Rozmowa z Michałem Stachyrą, byłym oficerem jednostek specjalnych Straży Granicznej, do niedawna kierownikiem projektu „Bezpieczny ORLEN”, obecnie ratownikiem medycznym.
SOF MAG: Na wstępie opowiedz naszym czytelnikom o swojej służbie w jednostkach specjalnych Straży Granicznej. Czy to był przypadek, że tam trafiłeś, czy zaplanowane działanie?
Michał Stachyra: Na początku najbardziej interesował mnie GROM, który wtedy był tajną jednostką i niewiele osób o niej słyszało. Do Straży Granicznej trafiłem przez przypadek w 1998 roku. Planowano wówczas stworzenie elitarnej jednostki antyterrorystycznej na bazie Straży Granicznej. W SG funkcjonowały tak zwane plutony specjalne, ale były to plutony nieetatowe, złożone również z poborowych. W plutonach specjalnych służyli wspaniali ludzie, doskonale wyszkoleni, ale to nie były profesjonalne oddziały AT. Bardziej grupa pasjonatów, mająca nie tylko problemy sprzętowe, szkoleniowe, ale w ogóle umiejscowienia w hierarchii formacji. Wtedy zapadły decyzje, że ma powstać Wydział Realizacji w Komendzie Głównej Straży Granicznej, który będzie odpowiadał za stworzenie, zmodernizowanie i budowę nowoczesnej jednostki antyterrorystycznej, do której trafiłem. Byliśmy małym zespołem, od którego wszystko się rozpoczęło. Tak zaczęła się moja przygoda w siłach specjalnych i to od razu z przytupem, ponieważ mieliśmy współpracować z niemiecką legendarną GSG-9.
Na początku tych relacji, w 1999 r., wzięliśmy udział w olimpiadzie antyterrorystycznej, tak zwanej CTC, która odbywa się co cztery lata. Uczestniczyliśmy w niej również w 2003 r., o czym mało osób wie. To nie jest medialna olimpiada, lecz bardzo ciekawa, podczas której odbywają się normalne zmagania olimpijskie, ale o charakterze bojowo-sportowym realizowane przez przedstawicieli jednostek antyterrorystycznych ze świata. Było to duże przeżycie, bo dopiero zaczynaliśmy budować nowoczesne siły specjalne Straży Granicznej i wykonywać misje bojowe.
To były fenomenalne czasy, które mnie nakręciły i spowodowały, że ta służba stała się nie tylko obowiązkiem, ale też pasją i prawdziwą przyjemnością. Byliśmy prawdziwymi twardzielami, z sercem i energią do działania. Dobry komandos nie może być spokojnym chłopakiem, to kwestia mentalności. Komandos to trochę taki ryzykant, szukający ekstremalnych wyzwań. My lubiliśmy sporty walki, lubiliśmy się siłować, kręciły nas ryzykowne działania. Gdyby było inaczej, zostalibyśmy urzędnikami, a nie komandosami. Wiedzą o tym ludzie, którzy pracowali z gen. Sławomirem Petelickim, Jerzym Dziewulskim, którzy byli w 56. Kompanii Specjalnej oraz 1. Pułku Specjalnym.
Z kim jeszcze współpracowaliście, oprócz GSG-9?
Warto przypomnieć, że na przełomie lat 90. i 2000. mierzyliśmy się z poważnym problemem przestępczości zorganizowanej oraz napływem zagranicznych grup mafijnych, między innymi: czeczeńskich, azerskich, uzbeckich czy gruzińskich. Dzisiaj mamy bezpieczny, uporządkowany kraj, w którym każda służba wie, co ma robić. Wtedy brakowało koordynacji. Służby realizowały zadania w tajemnicy, często trafiając na siebie w niebezpiecznych sytuacjach. Straż Graniczna w tym wszystkim się rozpychała. Budowaliśmy swoją tożsamość. Wiedzieliśmy, że będziemy szli w kierunku formacji policyjnej. Realizowaliśmy różne zadania, również te na polecenie prokuratury. Najbliższy związek mieliśmy z Urzędem Ochrony Państwa. Ze względu na kadrę, która budowała naszą jednostkę specjalną, można powiedzieć, że na początku byliśmy tożsami. Bardzo dużo działań, szkoleń, poligonów robiliśmy wspólnie. Trzon naszej kadry stanowili ludzie z elitarnego Wydziału V UOP, którzy przyjęli do jednostki pojedyncze osoby, takie jak ja. Szkolenia, które przeszedł UOP, też nas determinowały, ponieważ mieliśmy kontakty z Amerykanami. Stworzyliśmy sobie kontakty z Niemcami i wspomnianą GSG-9. Kiedy świat zobaczył, że mamy kontakty z Niemcami, otworzyli się na nas Austriacy z Kobry, otworzyli się na nas Francuzi z RAID. Okazało się, że taka nieznana grupa specjalna wzbudza szczególne zainteresowanie w Polsce, nie zawsze pozytywne, ponieważ jest mała, działa, jeździ po świecie i ma kontakt z ówczesnymi elitami antyterrorystycznymi z Europy i Stanów Zjednoczonych.
W tamtym czasie w Straży Granicznej istniał wyraźny konflikt między starą kadrą, wychowaną w duchu „rosyjskiej” mentalności, a młodym pokoleniem, które wprowadzało nowoczesne rozwiązania, rozwijało współpracę międzynarodową oraz tworzyło innowacyjne biura analiz i strategii. To był niezwykły okres dla ludzi z inicjatywą. Dziś wchodzi się już w ukształtowaną strukturę, a wtedy wszystko się dopiero rodziło.
Oczywiście mieliśmy bardzo silne relacje z ówczesnym Wydziałem Antyterrorystycznym – dzisiejszym „BOA” – ze Szczęśliwic, bo pomimo rywalizacji, a była to zdrowa rywalizacja, wchodziliśmy sobie w drogę, ale potrafiliśmy współpracować. Należy podkreślić, że mimo rywalizacji zawsze będę cenił otwartość Policji i miło wspominał relacje z Kubą Jałoszyńskim, który jako koalicjant Straży Granicznej dołożył swój kamyk do naszego rozwoju.
Obecnie jesteś ratownikiem medycznym. Czy taka też była twoja rola w strukturach sił specjalnych Straży Granicznej?
Moja rola była trochę inna. Na początku byliśmy czymś w rodzaju francuskiego BRI, ponieważ prowadziliśmy wsparcie działań operacyjnych, obserwacje, budowaliśmy technikę operacyjną oraz działania realizacyjne, szkoliliśmy się antyterrorystycznie i z tego wszystkiego stworzyły się obecne nowoczesne struktury WZD „Feniks”. Byliśmy wszechstronnie wyszkolonymi funkcjonariuszami do różnych zadań. Byłem osobą, która miała jasny kierunek rozwoju w formacji. Pamiętam, że mój naczelnik, po szkoleniu w utajnionym ośrodku Departamentu Stanu USA, przywiózł mi podręcznik wykorzystywany wówczas przez jedyny istniejący, elitarny zespół Hostage Rescue Team FBI i to był tak naprawdę BLS. Dał mi go i kazał mi się tym zająć. Koledzy wiedzieli, że interesuję się medycyną, kiedyś chciałem zostać lekarzem, więc dostałem podręcznik FBI i zostałem medykiem jednostki. Ratownictwo medyczne nie istniało w dzisiejszej formule. Pamiętam, jak pierwsza pomoc przeradzała się w taktykę czerwoną. Wtedy nawet Amerykanie nie mówili o TC3 i medycynie pola walki. Dzisiaj mówi się już o TC4.
To był dopiero początek twojej drogi w obszarze ratownictwa medycznego. Jak dalej rozwijałeś się w tym kierunku?
Medycyna ratunkowa to jest ocean możliwości. Życia człowiekowi zabraknie, żeby go poznać i być na bieżąco. Podręcznik FBI spowodował, że coraz mocniej wkręcałem się w procedury medyczne. Oczywiście moja wiedza i spojrzenie było amatorskie. Kontaktowaliśmy się z GOPR-owcami, TOPR-owcami, mieliśmy wspaniałego lekarza Irka Mizerskiego, który pomimo bólu, jaki mu zadawałem, pozwalał zakładać sobie pierwsze wenflony. Wiele się od niego nauczyłem.
Wszystko wtedy było w pewien sposób niesformalizowane. Mogliśmy robić rzeczy, których dzisiaj byśmy nie zrobili. Tak naprawdę wszystko sprowadzało się do pierwszej pomocy, bo na tym polega rola medyka. Nie mylmy jej z ratownikiem medycznym po studiach, bo to dwie różne funkcje. Pojawiły się kursy KPP i zaczęliśmy je robić. Wtedy wydawało nam się, że już jesteśmy ratownikami medycznymi. W tym czasie bardzo zmieniała się medycyna ratunkowa. Służba zdrowia przestała być służbą, stała się ochroną zdrowia. Wprowadzono ustawę o ratownictwie medycznym. Same zespoły ratownictwa medycznego przeszły olbrzymią przemianę, tak jak i szpitalne oddziały ratunkowe.
Polecamy temat: To wojna zrobiła ze mnie medyka pola walki >>
Po kursach KPP współpracowaliśmy z ludźmi, którzy wchodzili w medycynę ratunkową z różnych kierunków i chcieli być jej ekspertami. Kiedy powstała idea tak zwanej czerwonej taktyki, jeździliśmy razem na poligony, na szkolenia i wymienialiśmy się doświadczeniami. Po latach ja rozwijałem się i skończyłem studia na kierunku ratownictwo medyczne. Odbyłem liczne staże w zespołach ratownictwa medycznego, w szpitalnym oddziale ratunkowym, na różnych oddziałach, bo taki był program mojej edukacji. Wciągnęło mnie to całkowicie. Dzisiaj idę w tym kierunku. Można powiedzieć, że przebranżowiłem się. Uważam, że jako ratownik medyczny w medycynie ratunkowej mogę zrobić bardzo dużo dobrego, co mnie cieszy. Jako doświadczony funkcjonariusz, który był w różnych miejscach zapalnych na świecie i ma swoje doświadczenie, uważam że jestem bardzo dobrze przygotowany do tej pracy, ponieważ wnoszę doświadczenia bojowe oraz doświadczenia służbowe, gdzie trzeba było podejmować decyzje bardzo szybko na adrenalinie i ponosić za nie pełną odpowiedzialność.
Już nie jesteś w służbach, zajmujesz się medycyną ratunkową i do niedawna związany byłeś z jednym z największych pracodawców w Polsce Grupą Kapitałową ORLEN, gdzie kierowałeś projektem „Bezpieczny ORLEN”. Co to za projekt i co ma wspólnego z medycyną ratunkową czy medycyną pola walki?
Po odejściu ze służby trafiłem na rynek cywilny, do sektora energetycznego. W ciągu kilku lat zapoznałem się z kilkoma elementami systemu bardzo istotnego dla państwa, jakim jest zabezpieczenie taniej energii, od elektroenergetyki poprzez fotowoltaikę, skończywszy na ORLENIE. To spowodowało, że przez 8 lat udało mi się zebrać wiedzę i widzieć system bezpieczeństwa energetycznego państwa z szerszej perspektywy, nie tylko z punktu widzenia jednego koncernu, ale z różnych płaszczyzn związanych z funkcjonowaniem tego systemu, w tym bezpieczeństwa.
W ORLENIE pracowałem w Obszarze Kontroli i Bezpieczeństwa, który zajmuje się wzmacnianiem odporności na zagrożenia oraz przede wszystkim podnoszeniem świadomości zagrożeń i kultury bezpieczeństwa w organizacji. W tym celu powstał projekt „Bezpieczny ORLEN”, który wdrażany jest w grupie kapitałowej. Do niedawna byłem kierownikiem tego projektu. Zdecydowaliśmy, że jednym z elementów planu szkoleniowego w ramach projektu „Bezpieczny ORLEN” będzie prezentacja zasad medycyny pola walki. Chcemy w ten sposób uzupełnić i wzmocnić doskonałe działania w zakresie bezpieczeństwa, które od lat są realizowane między innymi przez Obszar BHP oraz dedykowaną spółkę z Grupy Kapitałowej – ORLEN Ochrona.
Na obiektach infrastruktury krytycznej, jak i na innych obiektach należących do Grupy Kapitałowej ORLEN, może dojść – w wyniku działań hybrydowych – do incydentów o charakterze terrorystycznym lub prowokowanych przez osoby współpracujące z wywiadem agresora. Obszar Kontroli i Bezpieczeństwa jest odpowiedzialny za analizy potencjalnych zagrożeń i przygotowanie się do nich. Dlatego założyliśmy, że pracownicy ORLENU – będący największą wartością Spółki – mogą znaleźć się w sytuacjach, w których pojawią się zagrożenia o charakterze militarnym lub hybrydowym, występujące na różnych etapach ich pracy. ORLEN jest dużą grupą kapitałową, zatrudniającą wielu ludzi, różne sytuacje mogą im się przytrafić także poza pracą. Dlatego starałem się przygotować ich na każdą ewentualność. Uważam, że pracownicy kluczowej dla bezpieczeństwa państwa spółki powinni wiedzieć, jak postępować z danym zagrożeniem. Jeżeli doszłoby do eksplozji drona czy materiału wybuchowego, aktu dywersji, ataku terrorystycznego, niezależnie czy sprowokowanego przez szaleńca, czy przez kraj nam nieprzychylny, może dojść do typowych obrażeń ciała, takich jak masywne krwotoki, postrzały, rany cięte, kłute, które bardziej się kojarzą z linią frontu i polem walki, niż pracą w przemyśle. To powoduje, że pomocy udziela się podobnie jak w przypadku pola walki. W pilotażowej edycji programu wybrana grupa pracowników została przeszkolona w tym zakresie, z uwzględnieniem możliwości wykorzystania zdobytej wiedzy w warunkach cywilnych. Celem było podniesienie ich świadomości oraz umiejętności reagowania, udzielania samopomocy i pomocy innym jako first responderzy.
Takie kursy, oprócz rozwijania umiejętności praktycznych, dają pracownikom możliwość fizycznego zastosowania danych środków medycznych na fantomach lub pozorantach oraz sprawdzenia jak one działają. Są to szkolenia praktyczne. W ramach tych szkoleń stosowaliśmy również profesjonalnie przygotowaną grupę pozorantów, która została odpowiednio ucharakteryzowana i miała typowe obrażenia z wybuchów, poparzeń, ran kłutych, ciętych czy postrzałowych, co powodowało, że ćwiczenia i kursy były bardzo zbliżone do warunków rzeczywistych. Uczestnicy oswajali się też z krzykiem, bólem, krwawieniem.
W ramach tego kursu pracownicy uczą się również posługiwania się dostępnymi w apteczkach materiałami, będącymi na wyposażeniu ORLENU. Często problemem jest to, że mamy świetną apteczkę, a się z nią nie zapoznaliśmy. Nie wiemy, co gdzie jest, co do czego służy, jak tego użyć. Tracimy czas na otwieranie, czytanie instrukcji.
Projekt „Bezpieczny ORLEN” to wasz autorski pomysł czy wziął się z wytycznych rządowych dotyczących działania przedsiębiorstw strategicznych na rzecz bezpieczeństwa państwa?
Projekt „Bezpieczny ORLEN” jest projektem autorskim Dyrektora Wykonawczego Obszaru Kontroli i Bezpieczeństwa, wynikającego z jego ogromnych doświadczeń w zakresie bezpieczeństwa. Program jest skierowany tylko i wyłącznie do wewnątrz naszej organizacji. Dotyczy przede wszystkim budowania świadomości i bezpieczeństwa w firmie, wzmacniania bezpieczeństwa obiektów, rozpoznawanie słabych i mocnych punktów funkcjonowania organizacji i dlatego przedmiotowa wiedza nie jest udostępniana na zewnątrz. W ramach projektu „Bezpieczny ORLEN” prowadzona jest współpraca ze służbami porządku publicznego, wojskiem i różnego rodzaju urzędami, co wymaga poufności. Dostęp do wszystkich materiałów, w tym ulotek, filmów czy szkoleń oraz analiz, mają tylko i wyłącznie pracownicy ORLENU. Możliwe, że za jakiś czas pewne programu zostaną udostępnione na zewnątrz, budując kulturę bezpieczeństwa w Polsce, ale nie jesteśmy jeszcze na tym etapie.
Kto tworzy sztab tego projektu i z jakim doświadczeniem?
Jak już wspomniałem byłem do niedawna kierownikiem tego projektu. Do zespołu zaprosiłem między innymi Andrzeja Kruczyńskiego, osobę z wielkim doświadczeniem w zakresie bezpieczeństwa, byłego oficera Jednostki Wojskowej GROM. Do zarządzania projektem zostały zaproszone osoby z doświadczeniem nie tylko w siłach specjalnych, ale również ludzie, którzy nie mają doświadczeń w służbie, za to mają duże doświadczenie w działaniu korporacji. Ta grupa stanowi rdzeń projektu. My, ludzie po służbie, wiemy, co mamy robić w zakresie bezpieczeństwa, a oni są w stanie widzieć problemy od strony cywilnej. To dwie połówki, które dzięki współpracy tworzą pełen obraz tego, co chcemy zrobić. Stworzyliśmy świetny zespół, który wzajemnie się komunikuje i motywuje, jak również filtruje wiedzę, którą chcemy przekazać, co po pierwszym pół roku działania projektu przyniosło fenomenalne efekty.
Czy kursy, o których wspomniałeś, odbywają się regularnie, czy było to w ramach cyklu i ten cykl został zamknięty?
Szkolenia robiliśmy cyklicznie, jak wiadomo jest to długotrwały proces. Jesteśmy w trakcie realizacji projektu „Bezpieczny ORLEN” i pierwszy cykl został zakończony, ale wraz ze spółką ORLEN Ochrona, będącą bardzo ważnym elementem grupy kapitałowej ORLEN i bardzo dobrze współpracującą w pełnym zakresie z Obszarem Kontroli i Bezpieczeństwa, rozpoczęliśmy już drugi cykl. Planowaliśmy rozbudowę oferty szkoleniowej, ponieważ celem projektu jest dotarcie do jak największej grupy pracowników.
Ilu i jakich pracowników już przeszkoliliście?
Poza zapisywanymi ochotnikami na kursy wytypowaliśmy pracowników, którzy z racji swoich zadań mogą w pierwszej kolejności spotkać się z zagrożeniami, o których wcześniej wspomniałem, dlatego chcieliśmy, żeby oni jako pierwsi rozpoczęli szkolenie. Kładziemy nacisk na jakość, a nie tylko liczbę przeszkolonych. Jak wspomniałem, to jest proces.
Chcecie przeszkolić wszystkich pracowników Grupy Kapitałowej ORLEN?
Oczywiście nie osiągniemy stu procent, bo Grupa Kapitałowa ORLEN liczy prawie 70 tys. osób. Zakładamy, że dzięki kursom ostatecznie uda nam się dotrzeć do jak najszerszego grona pracowników. Wiadomo, istnieją rotacje, pracownicy przychodzą i odchodzą.
Warto również podkreślić, że dzięki takiej postawie ORLEN działa nie tylko na rzecz zwiększenia bezpieczeństwa swoich pracowników i obiektów infrastruktury krytycznej, ale również dla bezpieczeństwa państwa. Warto podkreślić, że każdy pracownik, który został przeszkolony, jest także obywatelem, który potrafi pomoc nie tylko swoim bliskim, ale również osobom postronnym, co z punktu widzenia mojego, jako ratownika medycznego, jest czymś niezwykle wartościowym. ORLEN przyczynia się do tego, że poprzez podnoszenie bezpieczeństwa swoich pracowników, podnosi bezpieczeństwo Polski, bo jego pracownicy mogą aktywnie ratować życie ludzkie.
Kto realizuje szkolenia w Grupie Kapitałowej ORLEN: są to wasi pracownicy czy korzystacie z pomocy specjalistów zewnętrznych?
Są to firmy i osoby posiadające certyfikaty NAEMT oraz uprawnienia do przeprowadzania certyfikacji, z doświadczeniem w szkoleniu miedzy innymi sił specjalnych.
Dlaczego wybraliście firmy, które szkoliły siły specjalne?
Szukaliśmy firm, które są certyfikowane i mają certyfikowanych instruktorów. Uzyskanie certyfikacji przez daną firmę i jej instruktorów jest procesem kilkuletnim w oparciu o regulację podmiotu certyfikującego i to jest gwarantem jakości. Nie jesteśmy zainteresowani współpracą z ośrodkami czy z osobami, które nie są posiadaczami potwierdzonych określonymi licencjami czy certyfikatami umiejętności. W Polsce jest zaledwie kilka takich firm, a część z nich prowadzą weterani z doświadczeniami z operacji specjalnych w Afganistanie czy Iraku, a teraz w zakresie medycyny pola walki zbierają doświadczenia w Ukrainie. To wybitni praktycy, a my jako grupa kapitałowa nie możemy eksperymentować, tylko sięgamy po najlepszą kadrę. Kwestie udzielania pomocy i ratowania życia ludzkiego powodują, że każdy uczestnik uważnie patrzy na wiarygodność instruktora. W tego typu działaniach musi to być osoba, która jest ratownikiem medycznym, mieć doświadczenie w pracy w systemie, w tym Szpitalnym Oddziale Ratunkowym czy Zespole Ratownictwa Medycznego.
Na podstawie doświadczeń z Ukrainy, czy możesz wskazać, które zagrożenia uznaliście za najbardziej prawdopodobne w podobnych okolicznościach?
Nasze szkolenia zostały poprzedzone procesem analitycznym, decyzyjnym w naszej grupie. Obszar Kontroli i Bezpieczeństwa wytypował realne i możliwe zagrożenia ze środowiska militarnego, działań potencjalnych terrorystów, dywersantów, ale również typowych sytuacji, które mogą mieć miejsce w obiekcie tak, aby nie powielać kursów pierwszej pomocy. Te kursy są prowadzone na dobrym poziomie i ukończyło je wielu naszych pracowników. Z firmą, która została wybrana do realizacji kursu, stworzyliśmy nasz własny program. Nie jest to standardowy kurs medycyny pola walki TC3 dla żołnierzy. Specjalnie dla Grupy Kapitałowej ORLEN został stworzony program w oparciu o TC3 i wybrane jego elementy po to, żeby w zakresie zagrożeń ze środowiska militarnego, które Obszar Kontroli i Bezpieczeństwa wytypował i uznał za najbardziej realne, eksperci od tego środowiska przeszkolili personel.
Czym różni się ten specjalnie przygotowany kurs od standardowego kursu TCCC?
Nie wszystkie elementy kursu TCCC, które stosują żołnierze, mają zastosowanie w środowisku cywilnym, jak na przykład te związane z wyjściem spod ostrzału czy z odbiciem od przeciwnika. Są drobne elementy, które analizowaliśmy, na które chcieliśmy bardziej zwrócić uwagę, na przykład związane ze stosowaniem gazy hemostatycznej. Nie ma sensu szkolić pracowników z bardzo trudnych procedur, jak na przykład odbarczanie odmy. Pracownik, który jest zdenerwowany, mógłby zrobić więcej krzywdy niż pomóc. Dlatego nie ma sensu szkolić ich w niektórych elementach TC3, które i tak nie będą później wykorzystywane.
Wspomniałeś wcześniej o apteczkach, którymi dysponują pracownicy ORLENU. Co wchodzi w skład takiej apteczki? Czy to normalna apteczka, którą można kupić na rynku? Czym się różni od wojskowego IFAK-a?
W ORLENIE staraliśmy się zdywersyfikować typowe apteczki, dobrze wyposażone i fajnie przemyślane pod względem wyposażenia, ale również określony i przeszkolony personel został wyposażony w apteczki, które bardziej są zbliżone do wojskowego IFAK-a. Mają praktycznie to samo wyposażenie. W ORLENIE dostępne są oba rodzaje, w zależności od potrzeb poszczególnych osób. Staraliśmy się też, aby AED były w jak największej liczbie ulokowane tam, gdzie potencjalnie istnieje największe prawdopodobieństwo potrzeby ich użycia.
Dziękuję za rozmowę!
Rozmawiał: Tomasz Łukaszewski
Tekst pochodzi z SOF MAG 5/2025, który już niebawem trafi do sprzedaży w sieci sklepów Empik i będzie do kupienia także w naszym sklepie internetowym. Tekst został udostępniony w całości dzięki wsparciu Grupy Kapitałowej ORLEN.

