W tegorocznej „jedynce” naszego czasopisma SOF MAG – Special Operations Forces Magazine opublikowaliśmy artykuł dotyczący kursów SERE realizowanych w armiach NATO. Temat wzbudził spore zainteresowanie czytelników, dlatego postanowiliśmy powrócić do niego w rozmowie z autorem tekstu. Wojciech Jasewicz to emerytowany żołnierzem wojsk desantowo-szturmowych i kawalerii powietrznej, uczestnik misji zagranicznych w Kosowie, Iraku i Afganistanie. To zaawansowany instruktor SERE, który szkolił żołnierzy w tym zakresie na wszystkich poziomach kursu. Zachęcamy do zapoznania się z zapisem przeprowadzonej rozmowy.
SOF MAG: Czym charakteryzują się szkolenia SERE i kogo obejmują?
Wojciech Jasewicz: W wojsku polskim szkolenia SERE (Survival, Evasion, Resistance, Extraction czyli Przeżycie, Unikanie, Przeciwdziałanie wykorzystaniu, Odzyskanie) realizowane są jako trzypoziomowy pakiet przetrwania stworzony w celu zwiększenia szansy na przeżycie i odzyskanie zestrzelonego, zaginionego bądź pojmanego personelu wojskowego.
Kwalifikacja personelu na kursy SERE zależy od kilku czynników. Na poziom SERE A zostaje kwalifikowany personel niskiego ryzyka LRIE (low risk of izolation and/or exploitation), na poziom SERE B personel średniego ryzyka MRIE (medium risk of izolation and/or exploitation), na poziom SERE C personel wysokiego ryzyka zdarzenia izolacji HRIE (high risk of izolation and/or exploitation).
Kolejnym czynnikiem wpływający na kwalifikację może być dostęp do informacji niejawnych. Personel cywilny lub żołnierze mogą zostać zakwalifikowani na kurs właśnie ze względu na dostęp do informacji, których ujawnienie może mieć negatywny bądź katastrofalny wpływ chociażby na wykonanie z sukcesem misji bojowej w przypadku żołnierzy wojsk specjalnych.
Innym czynnikiem przy kwalifikowaniu personelu wojskowego do udziału w szkoleniach SERE może być także miejsce wykonywania obowiązków służbowych. Kiedy byłem szefem nieetatowej komórki OIP (Odzyskiwanie Izolowanego Personelu) oraz instruktorem SERE odpowiedzialnym za szkolenie w tym zakresie „zaprosił” mnie dowódca na rozmowę w sprawie kwalifikacji personelu pod kątem szkolenia SERE. Warto wspomnieć że wtedy, zgodnie z obowiązującymi przepisami, jednym z czynników wpływających na kwalifikację na kurs SERE było wykonywanie zadań służbowych w krajach NATO bądź UE lub w krajach, które nie są krajami NATO i EU. W jednym i w drugim przypadku wojskowy personel był zakwalifikowany do personelu średniego ryzyka zdarzenia izolacji. Dowódca zadał mi pytanie: „czy Polska jest krajem NATO i UE”? Odpowiedziałem twierdząco. W związku z tym dostałem rozkaz przeszkolenia wszystkich żołnierzy do poziomu B.
Tak się też stało, ale nikt nie przewidział, że w taki sposób można zinterpretować wytyczne. Czasami to, kto powinien posiadać dany poziom przeszkolenia SERE, może zostać narzucony odgórnie. Tak jest w przypadku personelu latającego, pododdziałów rozpoznawczych, strzelców wyborowych, snajperów czy operatorów wojsk specjalnych.
Dlaczego tak ważne jest, aby właśnie te grupy były przeszkolone w zakresie SERE?
Tak, jak napisałem w artykule „SERE legendarny kurs najlepszych armii na świecie”, który ukazał się na łamach czasopisma SOF MAG-a (numer 1/2025 – przyp. red.), nie do końca chodzi o tak zwaną troskę o żołnierza. Wynika to raczej z czystej pragmatyki. Jest określona grupa żołnierzy, których wyselekcjonowanie oraz wyszkolenie trwa lata i kosztuje miliony złotych. Są to specjaliści potocznie nazywani elitą, na których stratę i to bez powrotną, nie stać nawet najbogatsze państwa na świecie. Dla przykładu szacuję się, że wyszkolenie pilota F-16 to koszt ponad 5 mln dolarów, pilota F-35 to koszt 10 mln dolarów. Wyszkolenie operatora wojsk specjalnych to ponad milion złotych czyli ok. 250 tys. dolarów, nie wliczając w to broni, sprzętu i wyposażenia. Dlatego tak cenni są żołnierze personelu latającego, operatorzy wojsk specjalnych, strzelcy wyborowi, snajperzy czy zwiadowcy. To właśnie aspekt finansowy stanowi fundament powstania kursów SERE.
Polecamy temat: SERE – legendarny kurs najlepszych armii na świecie >>
Obserwując konflikt w Ukrainie uważam, że jednym z ważniejszych elementów szkolenia żołnierzy jest przygotowanie jak największej ilości personelu wojskowego na wypadek konieczności przeżycia, unikania, przeciwdziałania wykorzystaniu w sytuacji jeńca wojennego oraz odzyskania. Cennym źródłem informacji są wspomnienia Brytyjczyka Shauna Pinnera, który służył w ukraińskiej piechocie morskiej, walczył w Mariupolu i dostał się do rosyjskiej niewoli. Po pokazowym procesie udało mu się powrócić i opisać swoje wspomnienia w książce „Przetrwałem Mariupol”. Przedmowę do wydania polskiego napisał mjr rez. Damian Matkowski „Matka” – były oficer Zespołu Bojowego oraz Pionu Szkolenia Jednostki Wojskowej Komandosów, a wcześniej oficer 25 Brygady Kawalerii Powietrznej, w której razem służyliśmy. Mjr Matkowski zauważa, że na podstawie opisanych przez Pinnera wydarzeń należy zwrócić szczególną uwagę na trzy aspekty walki i wyszkolenia żołnierza na współczesnym polu walki. Są to komunikacja, organizacja zasadzek oraz właśnie szkolenie SERE.
Wyróżniamy trzy poziomy SERE. Czym się różnią od siebie poszczególne etapy szkolenia?
Zgodnie z obowiązującymi standardami w armiach NATO są trzy poziomy szkolenia SERE: A, B, C. Są to poziomy, które następują po sobie. Każdy kolejny poziom jest kontynuacją poprzedniego, rozszerzany o kolejne zagadnienia bądź wydłużanie czasu działania w określonych warunkach, przy ograniczonej ilości dostarczanego pożywienia oraz wody, działając pod presją i na zmęczeniu, wymuszając na szkolonym określone działanie.
Szkolenie na poziomie A trwa kilka godzin i jest realizowane w formie teoretycznej. Jego celem jest zaznajomienie szkolonego z problematyką SERE.
Poziom B to kurs, który w zależności od rodzaju wojsk i programu szkolenia może trwać od 5 do 14 dni. Główny nacisk podczas kursu SERE B kładzie się na survival oraz procedury.
Na poziomie SERE C szkoli się personel o szczególnym znaczeniu m.in. personel latający, operatorów wojsk specjalnych oraz kandydatów na instruktorów SERE. Na tym poziomie ćwiczony jest element schwytania przez nieprzyjaciela oraz działanie kursanta w sytuacji zakładnika bądź jeńca wojennego. Poziom C trwa minimum trzy tygodnie i jest poprzedzony kwalifikacjami wstępnymi w postaci testu wytrzymałościowego organizowanego w dniu rozpoczęcia szkolenia. Test obejmuje marszobieg w umundurowaniu polowym z plecakiem 5 kg dla personelu latającego – a dla pozostałego personelu 20 kg – na dystansie 7 km w czasie nie większym niż 52 min oraz utrzymanie się na powierzchni wody przez 10 min i pływanie na dystansie 200 metrów bez ograniczenia czasowego. Żołnierze z wojsk specjalnych biorący udział w kursach SERE C realizowanych w jednostkach specjalnych, kwalifikowani są na podstawie odrębnych wewnętrznych przepisów oraz wytycznych do szkolenia.
Zarówno tradycyjne szkolenie survivalowe, jak i szkolenie SERE ukierunkowane są na to, aby przygotować daną osobę do przeżycia w określonych warunkach, w których się znalazła. Czym zatem różnią się szkolenia survivalowe od SERE. Czy różnica wynika wyłącznie z tego, że jedno przeznaczone jest na rynek cywilny, a drugie dla służb mundurowych?
Czasami odnoszę wrażenie, że wojskowi zajmujący się szkoleniami z zakresu SERE zachowują się tak, jakby survival był wymyślony w wojsku i przez wojskowych instruktorów SERE.
Survival czyli przeżycie to wspólny mianownik, ale to tylko jeden z czterech elementów wojskowych kursów SERE. Sytuacje, w których człowiek walczy o przeżycie nie dotyczą tylko żołnierzy. Zdarzają się na całym świecie i to w różnych okolicznościach. Ja do wojska poszedłem z tym „survivalem” i minęło kilka lat mojej służby zanim zostałem instruktorem SERE.
Cywilne środowisko instruktorów survivalu to grupa pasjonatów, którzy poświęcają każdą wolną chwilę na doskonalenie i rozbudowę swojego warsztatu z zakresu sztuki przeżycia w swoim środowisku. Pracują w znacznym stopniu z ludźmi, którzy bardzo chcą się nauczyć sztuki przeżycia.
Wojskowi instruktorzy SERE traktują swoja profesję bardzo poważnie, ale sam survival to, tak jak wspomniałem, jeden z elementów składowych kursów SERE. Instruktorzy szkolą żołnierzy, którzy w wielu przypadkach nie zgłosili się sami na kurs i często do końca nie rozumieją bądź nie widzą potrzeby brania udziału w tego typu szkoleniach. Instruktorzy SERE pracują zgodnie z programami szkolenia i są mocno ograniczeni czasowo. Wojsko wykorzystuje podstawowe najprostsze i jak najbardziej skuteczne techniki przeżycia, aby nawet najbardziej wymagający kursant był w stanie na zmęczeniu i w stresie opanować metody jak poprawić swoje położenie. Należy pamiętać, że żołnierz w przypadku izolacji ma obowiązek jak najszybciej powrócić do swojej jednostki. Zakładając, że nic mu nie jest, nie jest ranny i może się przemieszczać, nie będzie miał czasu na budowę szałasów, budowy filtra do wody, zastawiania pułapek na zwierzynę czy budowę improwizowanej broni. Nie zmienia to faktu, że powinien posiadać wiedzę jak to zrobić.
Cywilny instruktor survivalu patrzy inaczej na ten sam problem lub widzi inne rozwiązania niż wojskowy instruktor SERE – taki, który z survivalem spotkał się po raz pierwszy podczas kursów SERE w wojsku. Sam miałem okazje się o tym przekonać podczas opracowywania materiałów do książki. Mój przyjaciel Piotr „Zipo” Cyran, instruktor survivalu, z krwi i kości bushcraftowiec oraz preepers – który jest współautorem naszej książki pt. „Wykorzystanie wojskowych racji żywnościowych w szkoleniach SERE” – ma inne spojrzenie na ten sam problem bądź wykorzystanie i zastosowanie tego samego przedmiotu pod względem przydatności do użycia przez żołnierza. Jest to dobitne potwierdzenie maksymy, którą powtarzam od lat podczas szkoleń – i to zarówno żołnierzom jak i uczestnikom szkoleń cywilnych – że w survivalu, sztuce przeżycia ogranicza nas nasza wyobraźnia.
Jaką tematykę omawia wspomniana książka „Wykorzystanie wojskowych racji żywnościowych w szkoleniach SERE” i do kogo jest adresowana. W jaką wiedzę ma wyposażyć czytelnika?

Nasza książka przede wszystkim jest adresowana do zwykłych żołnierzy oraz do instruktorów SERE realizujących szkolenia na wszystkich poziomach SERE. Ale odbiorcami książki mogą, a nawet powinni być, wszyscy miłośnicy szeroko pojętego outdooru, którzy właśnie wybrali wojskowe rację żywnościowe do zabezpieczenia swojej aktywności. Odbiorcami mogą też być przypadkowe osoby, które podczas sytuacji kryzysowych weszły w posiadanie takiej formy żywienia. Przez wiele lat, podczas szkoleń SERE racje wojskowe generowały masę śmieci, które mogły być doskonałym źródłem informacji dla potencjalnego przeciwnika. Zauważyłem to zarówno ja, jak i inni instruktorzy SERE. Zaczęliśmy zwracać uwagę na to, żeby po zakończonym szkoleniu nasi kursanci rozliczyli się z każdej puszki czy papierka po cukierku, który zjedli. W niektórych jednostkach wojskowych do tej pory kursant nie ukończy kursu jeśli nie rozliczy się ze śmieci. Z czasem podczas kursów, których byłem kierownikiem, zacząłem pokazywać wykonane przedmioty z racji żywnościowych, a kursanci jako jedno z zadań do wykonania mieli zrobić w oparciu o opakowania racji żywnościowych proste narzędzia, przedmioty lub broń, których użycie zwiększyłoby lub ułatwiłoby stosowanie technik SERE. Oczywiście cywilni instruktorzy survivalu już dawno wpadli na pomysł wykorzystania śmieci z recyklingu. W zeszłym roku powstał podręcznik moich serdecznych kolegów Mariana „Radara” Wyrzykowskiego oraz Pawła Frankowskiego pt. „Patenty survivalowe. Zrób to sam (DIY)”. Nasz podręcznik będzie doskonałym uzupełnieniem tej publikacji o wykorzystanie odpadków po wojskowych racjach żywnościowych. Kolejnym powodem, dla którego opracowaliśmy nasz podręcznik jest wykorzystanie doświadczeń żołnierzy z konfliktu w Ukrainie, o czym można przeczytać w książce.
Dziękuję za rozmowę!
Rozmawiał Tomasz Łukaszewski